"Jest duża satysfakcja, że udało się, że mam to wszystko i że robię to, co kocham"- o miłości do rękodzieła i zakładaniu pierwszej działalności opowiada Justyna, właścicielka firmy Omenka
Dawno
temu, kiedy jeszcze nosiłam pod sercem pierworodną, poznałam Justynę. Zaprosiłam ją na
kiermasz rękodzieła, który organizowałam. Chociaż tak naprawdę, to ona się
wkręciła na tę imprezę sama- za pośrednictwem innej znajomej. Prawdziwa
ślązaczka- zawsze postawi na swoim! Nie żałuję- Justyna to cudowna osoba, a jej
rękodzieła są piękne. Przekonajcie się sami.
Skończyłaś
architekturę, prawda? Jaka była droga od tego kierunku, do miejsca, w którym
jesteś teraz? Czemu nie chciałaś pracować w zawodzie?
Justyna: Najpierw było rękodzieło, potem dopiero decyzja o wyborze kierunku
studiów :). Od najmłodszych lat lubiłam spędzać czas przy rysunku, tak
odpoczywałam. Chętnie uczyłam się nowych rzeczy – malowania, tworzenia z
modeliny, sklecania paciorków i wielu innych. Już w podstawówce byłam pewna, że
pójdę na ASP. Wszystko zmieniło się gdy przyszedł czas wyboru studiów -
zaczęłam analizować zasadność wyboru kierunku, co będzie najlepsze i na czym
najlepiej wyjdę, po jakim kierunku uda mi się łatwiej znaleźć pracę. Ponieważ
lubiłam przedmioty ścisłe uznałam, że najlepszym wyborem będzie architektura.
Wydawało mi się, że po ASP nie można nic innego robić jak uczyć w szkole, a też
nie znałam nikogo kto mógłby mnie wyprowadzić z błędu. Nie mogę jednak
powiedzieć, że wybór architektury był złym wyborem - studia
wyuczyły mnie poczucia estetyki, wiele godzin spędzonych na rysunkach i
makietach wyćwiczyły moją precyzyjność i staranność. Zaczęły rodzić się
pomysły i nie długo potem, przy niczym nie czułam się tak spełniona jak
przy ich realizacji. Początkowo tworzyłam dla siebie, bliskich, znajomych
– w formie prezentów, upominków – aż w końcu ktoś mi podpowiedział, żebym
podzieliła się swoją twórczością z innymi – tak powstała firma Omenka.
Dlaczego nie chciałam pracować w zawodzie? Chciałam i gdybym miała możliwość
pracy w zawodzie na umowie o prace to pewnie bym się jej podjęła – ale pod
warunkiem, że nie musiałabym rezygnować z tego co robię teraz :)
Kiedy się poznałyśmy, zajmowałaś się przede wszystkim szyciem maskotek. Skąd wzięła się u Ciebie taka pasja?
Justyna: To prawda :). Tak jak już wspominałam wcześniej, tworzenie zawsze było
dla mnie rodzajem odskoczni, przy tym odpoczywałam i się odstresowywałam. Gdy
podczas studiów przyszedł czas na obronę dyplomu inżynierskiego, pracę
napisałam przed czasem i zostały mi 2 tygodnie nauki i oczekiwania na dzień
obrony. Mówiąc kolokwialnie chodziłam po ścianach :). A ponieważ z końcem maja
mam urodziny poprosiłam mamę i babcię by zrobiły mi składkowy prezent i kupiły
mi maszynę do szycia bym mogła się przez te 2 tygodnie czymś zająć (dostałam
Łucznika Kornelię 2004). Już wiedziałam, że pochłonie mnie to bezgranicznie bo
to coś nowego – u mnie w domu nigdy nie używało się maszyny do szycia,
zwyczajnie takowej nie mieliśmy, więc już czułam zapał do nauki – co skutecznie
odciągnęło mnie od stresów uczelnianych :). Tak się zaczęła historia z maszyną,
do której ciągle chętnie powracam i której cięgle się uczę :)
Jak wyglądało zakładanie firmy? Czy z perspektywy czasu uważasz, że jest to droga przez mękę, czy raczej bułka z masłem?
Justyna: Zaczęło się od tego, że nie umiałam znaleźć pracy z umową o pracę, a
potrzebowałam ubezpieczenia. Ponieważ skończyłam studia to musiałam podjąć
jakąś decyzję. Zapisałam się do Urzędu Pracy i wtedy dowiedziałam się że są
dostępne środki na Pierwszą Działalność Gospodarczą. Zaciągnęłam informacji jak
to działa i niedługo potem już siedziałam planując biznesplan swojej firmy :).
Sama możliwe, że bym się tego w ogóle nie podjęła, ale było wokół mnie wiele
osób, które mnie do tego zachęcało i zapalało do działania – zarysowywali mi
perspektywę własnej działalności i robienia tego co się kocha jednocześnie na
tym zarabiając :). Nie mogłabym powiedzieć, że jest to droga przez mękę, ale
też nie określiłabym tej drogi jako bułka z masłem – kosztuje to wiele trudnych
decyzji, stresu, czasu – i to takiego czasu, w którym nic nie zarabiasz bo nie
możesz być osobą zatrudnioną (gdy strasz się o takie środki o jakie ja się
starałam). No i ciągle pytanie co dalej jeśli nie wyjdzie? Ale powiem szczerze
że warto. Szczególnie gdy ma się bliskie osoby, które Cię wspierają. Nie wiem
czy kiedyś dorobiłabym się z własnej kieszeni takiego sprzętu jaki kupiłam z
dofinansowania mimo, że nie wybierałam takiego z górnej półki. Jest duża
satysfakcja, że udało się, że mam to wszystko i że robię to co kocham :).
Co powinien wiedzieć każdy, kto chce założyć firmę, a o czym Ty na początku nie wiedziałaś?
Justyna: 1) Powinien zasięgnąć informacji gdzie, jak, z jakiego tytułu i ile
dofinansowania może otrzymać – warto korzystać z takich pomocy! Ja po fakcie
dowiedziałam się, że nie tylko Urząd Pracy ma do dyspozycji środki na pierwszą
działalność – warto porównać „oferty” i wybrać to co najbardziej Ci pomoże na
początku Twojej działalności (takie środki maja zwykle również Urząd Miasta,
Starostwo Powiatowe i prawdopodobnie jeszcze inne instytucje).
2)
Nim zacznie się szukać opcji dofinansowań warto nakreślić sobie biznesplan – i
najlepiej sobie go rozpisać, rozrysować, mieć koncepcję – wtedy gdy zapozna się
z „ofertami” różnych dofinansowań lepiej wiesz czego chcesz.
3) Warto wiedzieć, że jest coś takiego – a przynajmniej było – jak dofinansowanie do pierwszych składek. Nie wiem jak to fachowo się nazywa, chodzi o to, że jeśli zakładasz taki biznes, że możesz w pierwszych miesiącach mieć trudność zarobić na ZUS to możesz otrzymywać miesięcznie środki na uregulowanie składek – taka zapomoga? Nie wiem jak to nazwać. Ja o tym nie wiedziałam, dowiedziałam się po pół roku gdy już prowadziłam działalność – wtedy już nie mogłam o coś podobnego wnioskować, ponieważ o takie coś można prosić jedynie przy rozpoczęciu działalności. Musicie poszukać informacji na ten temat, ale wydaje mi się, że takim czymś zajmuje się Starostwo Powiatowe(?)
3) Warto wiedzieć, że jest coś takiego – a przynajmniej było – jak dofinansowanie do pierwszych składek. Nie wiem jak to fachowo się nazywa, chodzi o to, że jeśli zakładasz taki biznes, że możesz w pierwszych miesiącach mieć trudność zarobić na ZUS to możesz otrzymywać miesięcznie środki na uregulowanie składek – taka zapomoga? Nie wiem jak to nazwać. Ja o tym nie wiedziałam, dowiedziałam się po pół roku gdy już prowadziłam działalność – wtedy już nie mogłam o coś podobnego wnioskować, ponieważ o takie coś można prosić jedynie przy rozpoczęciu działalności. Musicie poszukać informacji na ten temat, ale wydaje mi się, że takim czymś zajmuje się Starostwo Powiatowe(?)
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu własnego biznesu?
Justyna: Najtrudniej jest pozyskać klientów z zewnątrz – 80% moich klientów są
to znajomi, znajomi znajomych i osoby którym polecili znajomi znajomych, itd. –
tak więc osoby powiązane w jakiś sposób. Najtrudniej jest znaleźć klientów
całkiem z zewnątrz, w ogóle nie powiązanych, którym nikt Cię nie polecił, po
prostu Cię znaleźli i chcą skorzystać z Twoich usług. Sztuką jest dobra
promocja, reklama swojej działalności :). Uważam, że to ważne by umieć pozyskać
klientów całkiem z zewnątrz – to daje możliwość rozwoju, ponieważ sieć
powiązanych klientów w końcu się wyczerpie – wyczerpie się zapotrzebowanie i
może się okazać że nie ma się już dla kogo pracować.
W Twojej pracowni powstają różne cudeńka. Skąd czerpiesz pomysły?
Justyna: Pomysły czerpie się zewsząd :). Codziennie idąc na zakupy, spacerując,
oglądając telewizję, czytając artykuły, przeglądając internet. Inspiracje są
wszędzie, tylko trzeba dobrze patrzeć. Detale, szczegóły, drobnostki, które się
spostrzega mogą się okazać dobrym początkiem pomysłu na coś ciekawego.
Chociażby wzór materiału, w misie, liski, jeżyki – a jak by uszyć taką
maskotkę? Czemu by nie? Dla tych, którzy nie mają czasu i sił na szukanie
inspiracji w otoczeniu polecam internet – jest kopalnią pomysłów :).
Za co kochasz swoją pracę (jeśli ją kochasz, oczywiście!)?
Justyna: Uwielbiam moją pracę :). Jak każda praca męczy, wymaga wysiłku,
skupienia, ale jest to miłe zmęczenie bo widzisz efekty pracy. Wiesz, że
zrobiłaś to sama i możesz się tym cieszyć – a jeszcze większą daje to satysfakcje
gdy wiesz, że ten dla którego to robiłeś docenia Twoją pracę. Od razu maluje mi
się uśmiech na twarzy gdy rodzice wysyłają mi zdjęcia swoich dzieci bawiących
się moimi zabawkami albo ucieszonych, że otrzymało produkt Omenki – to mi
wynagradza nieraz niewdzięczne projekty jakie sobie stawiam do zrealizowania –
bo nie zawsze jest łatwo i kolorowo. Ale staram się nigdy nie mówić „nie” gdy
ktoś mnie prosi o realizację – przełamuję w ten sposób lęki, że coś może mi nie
wyjść i uczę się nadal nowych rzeczy :). Są oczywiście rzeczy nie do
zrealizowania ręcznie – takich nie warto się podejmować bo można tylko sobie
zaszkodzić – sobie i swojej firmie.
Na pewno wiele osób się zastanawia, co znaczy nazwa Twojej firmy- Omenka? Wytłumaczysz nam?
Justyna: Wiele osób zadaje mi to pytanie :). Nazwa Omenka wywodzi się z języka
Igbo (urzędowy język wschodniej części Nigerii) i w tłumaczeniu oznacza:
artysta, rękodzielnik.
Zdradzisz
nam swoje plany na przyszłość? Co czeka Omenkę w najbliższym czasie?
Justyna: Omenka w ostatnim czasie najwięcej zleceń ma z zakresu oprawy weselnej,
komunijnej, Chrztów i innych imprez (w tym zaproszenia, winietki, podziękowania
i inne), oraz na kartki okolicznościowe, dlatego postanowiłam ukierunkować
działalność (dotychczas robiłam wszelkiego rodzaju rękodzieło).
Nie oznacza to jednak że
zaprzestaję szyć maskotki i tworzyć inne rzeczy, które robiłam dotychczas – z
tą różnicą, że takie zamówienia będę wykonywała tylko na specjalne życzenie
klienta – nie będą pojawiały się nowe pozycje produktów z tego zakresu na
stronach Omenki.
Marzyło
mi się by zacząć współpracować z osobami, które zajmują się usługami przy
weselach (fotograf, florysta, fryzjer, kosmetyczka itp.), abyśmy mogli wspólnie
organizować wesela – kto wie może jeszcze się spełni :).
Na pewno dopniesz swego Życzę Ci tego z całego serca!