Dlaczego nie rozumiemy współczesnej młodzieży?



Z dzisiejszą młodzieżą problem mają nie tylko starsze pokolenia, ale również rodzice- nie rozumiemy naszych dzieci. Czy to klasyczny konflikt pokoleń? A może kryje się za tym coś więcej- strach przed nowoczesnością, za którą po prostu nie nadążamy?

O tempora, o mores!

Cytat Cycerona jest powtarzany od wieków. Pamiętacie jak bardzo denerwowały was przytyki waszych dziadków? Te ich wieczne utyskiwania, że „za ich czasów tego nie było, nie robiło się, nie wypadało, i co tam jeszcze, broń Boże!” doprowadzały was do szału. A teraz spójrzcie w lustro i uderzcie się w pierś, bo założę się, że już nie raz z waszych ust takie słowa padły w kierunku dzisiejszej młodzieży. Mam rację?

Generacja Z

O kim mowa? Kto teraz psuje obyczaje i podnosi nam ciśnienie? To Generacja Z, kolejna wielka niewiadoma po pokoleniu X i Y.

Bardzo młodzi, urodzeni w latach 1995 – 2010, w czasach dynamicznego wzrostu znaczenia Internetu i nowych technologii komunikacyjnych, określani się też jako: Cyfrowi tubylcy (Digital Natives), Generacją M (Multitasking), Generacją C (Connected Generation), czy Net Generation. Nowe technologie istniały dla nich “od zawsze”, stanowiąc naturalne środowisko, niezbędne do sprawnego funkcjonowania.
http://www.teberia.pl/xyz-generacje-trzech-zmiennych-i-wielu-niewiadomych/

Podłączeni do sieci

Dla tych młodych ludzi nie ma rzeczy niemożliwych- jeśli chodzi o Internet. Poruszają się w nim jak ryba w wodzie. To ich naturalne środowisko. Ze znajomymi komunikują się za pomocą mediów społecznościowych (na pierwszym miejscu wśród polskich nastolatków jest Facebook, korzysta z niego 75 % internautów w grupie wiekowej 7-18 lat). Bardzo popularnym medium wśród młodych jest Instagram, a także Snapchat. Nasza młodzież spędza także dużo czasu, przeglądając filmiki w serwisie YouTube. Częściej spotykają się ze znajomymi on- line niż „w realu”, ale mają za to przyjaciół z całego świata.

Wielozadaniowi, kreatywni i otwarci

Stymulowani przez wiele bodźców, przedstawiciele pokolenia Z nie potrafią się skupić tylko na jednej czynności. To sprawia, że stają się wielozadaniowi. Szybko opanowują nowe aplikacje oraz z łatwością wyszukują potrzebne informacje. Są również wyjątkowo kreatywni. Łączą w sobie mnóstwo pasji, a wiele z nich jest związana z wirtualnym światem (są grafikami, blogerami, vlogerami).

Ich świat składa się z tysiąca puzzli, w których układaniu są mistrzami.

Są również otwarci na nowe wyzwania. Nie boją się podróżować. Chętnie współpracują z obcokrajowcami, a także z równie wielką ochotą wyjeżdżają na staże i praktyki w egzotyczne miejsca.
Te cechy sprawiają, że dzisiejsza młodzież łatwo odnajdzie się na rynku pracy zdalnej oraz w branży IT, jak również związanej z mediami społecznościowymi.

Przyklejeni do komórek

Wśród młodzieży można już mówić o zjawisku fonoholizmu, czyli uzależnieniu od telefonu komórkowego. Warto tutaj przytoczyć niepokojące wyniki raportu zorganizowanego przez TNS OBOP - „Młodzież a telefony komórkowe”:

Badanie przeprowadzono na reprezentatywnej grupie Polaków w wieku 12-19 lat. Okazuje się, że spędzenie dnia bez "komórki" jest czymś niewyobrażalnym dla co trzeciego nastolatka (czyli dla 36% badanych). Na pytanie, „co byś zrobił, gdybyś  zapomniał zabrać telefonu”, "na pewno wróciłbym się do domu" odpowiedziało 27% badanych, czyli prawie co trzecia osoba. Zbliżona liczba uczniów (28%) wprawdzie nie wróciłaby, ale odczuwałaby w związku z tym niepokój. Do czego telefon jest tak bardzo niezbędny? Przede wszystkim uczniowie wykorzystują go do kontaktowania się z innymi ludźmi – czyli wysyłania sms-ów (76%) i dzwonienia (70%). Na następnym miejscu znalazło się słuchanie muzyki – do tego celu używa telefonu codziennie lub prawie codziennie 65% nastolatków. Robienie zdjęć i filmów z wykorzystaniem komórki zdarza się wśród 92% badanych. Aż 30 %  osób we wskazanej grupie wiekowej zdjęcia i filmy robi kilka razy w tygodniu, 17% - codziennie lub prawie codziennie. Surfowanie w Internecie i chatowanie za pomocą telefonu z podobną częstotliwością dotyczy 12% badanej młodzieży. Zgodnie z wynikami badań telefon jako niezbędne narzędzie pozyskiwania danych traktuje prawie dwie trzecie nastolatków – 68%.

Jak wynika z przedstawionych badań, jest to naprawdę duży problem. Nastolatki korzystają z telefonu w czasie lekcji, podczas domowych posiłków, czy nawet w czasie nabożeństwa w kościele. Telefon przestał być już narzędziem do komunikowania się, ale prawdziwym centrum rozrywki.

Gry w życiu uczniów

Takie badanie przeprowadził w 2014 roku Instytut Badań Edukacyjnych. Przeanalizowano jak dzieci, które kończą szkołę podstawową, spędzają swój wolny czas. Przy okazji zbadano jak gry wpływają na 12- i 13-latków. Najpopularniejsze tytuły to „The Sims”, „Minecraft”, a potem „FIFA”. W zestawieniu znalazły się również takie gry jak „Call of Duty”, „Grand Theft Auto”, czy „League of Legend”. O dziwo, dzieci w tym wcale nie sięgają po gry dla starszej młodzieży tak często jak nam się wydaje. Gry komputerowe oraz przeglądarkowe niosą za sobą wiele zagrożeń. Dzieci robią się nadpobudliwe, mają kłopoty z koncentracją. Cierpią na zaburzenia snu, ponieważ gra potrafi ich wciągnąć na wiele godzin, również w nocy. Częste granie źle wpływa na odżywianie- nastolatki przyznają, że kiedy siedzą przed komputerem podjadają niezdrowe przekąski. Są również dobre strony. Gry mogą rozwijać u dzieci kreatywność, wyobraźnię przestrzenną, strategiczne myślenie, sprawność manualną, zdolności językowe, cierpliwość i konsekwencję. Rodzice powinni jednak kontrolować u swoich dzieci korzystanie z tej rozrywki, ponieważ ryzyko uzależnienia behawioralnego jest duże.

Blogi i vlogi

Kiedyś pisaliśmy pamiętniki zamykane na kluczyk, tak aby nikt nie dowiedział się, co myślimy. Dzisiaj dzielimy się swoim światem z innymi bez skrępowania. Blogosfera kwitnie i chociaż udział w niej nastolatków nie jest aż tak duży, jak mogłoby się wydawać (poniżej 14-ego roku życia to 5 %, a w przedziale 15- 18 lat to 13 %- dane z 2014 roku), to na pewno jest to bardzo aktywna grupa. Wśród dziewczyn dominują blogi modowe oraz kosmetyczne. O ile do blogujących nastolatków zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to ich obecność na YouTube to coś, co nas zadziwia. Trafiłam ostatnio na zdanie, że vlogerzy to celebryci przyszłości. Skąd taki boom youtuberów? Otóż, wolimy oglądać niż czytać. Co raz częściej mówi się, że kanały na YouTube zastępują młodym tradycyjną telewizję. Ogromną popularnością cieszą się letsplayerzy (nie bez powodu są oni w czołówce polskiego YouTube)- osoby, które w swoich filmikach grają w popularne gry. W rankingach polskich youtuberów na pierwszym miejscu utrzymuje się SA Wardega, natomiast tuż za nim- chłopcy z AbstrachujeTV, którzy są prawdziwym fenomenem. Swoją karierę rozpoczęli w 2012 roku, a ich pierwszy filmik odnotował 300 tysięcy wyświetleń w ciągu pierwszych czterech dni.

Dlaczego nie rozumiemy dzisiejszej młodzieży?

Nieprzewidywalni i nienasyceni- chcą mieć wszystko tu i teraz. Prezentują postawę roszczeniową.

Ci młodzi są mniej empatyczni, trudniej nawiązują też trwałe więzi. Przyzwyczajeni są do przyjemnego życia, takie wielu z nich miało, więc zakładają, że wygoda po prostu się im należy. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie fakt, że wejdą i powoli już wchodzą w dorosłość w czasach głębokiego kryzysu, gdzie dostęp do dóbr i pracy będzie mniejszy. Tym samym wielu młodych ludzi będzie musiało zweryfikować podejście typu "należy się od razu".

Nie potrafimy znaleźć z nimi wspólnego języka. Ich mobilność, otwartość, przebojowość z jednej strony nas przeraża, ale z drugiej- fascynuje. Czy zatem jest się czego bać? Może warto wyciągnąć do młodych rękę i poznać ich świat. Myślę, że wiele możemy się od nich nauczyć.

Moja prywatna statystyka

Na koniec chciałam przytoczyć wnioski z mojego małego prywatnego badania, które wykonałam na potrzeby tego zadania. Przepytałam matki 8 nastolatków w wieku od 11 lat do 17, obojga płci (5 dziewczyn, 3 chłopców). Wszyscy posiadają telefon komórkowy i używają go nie tylko do komunikowania się, ale również do grania i korzystania z Internetu. Określenia jakie padały przy pytaniu o czas spędzony z telefonem to m.in.: często, non- stop, cały czas, sporo czasu, 24h na dobę. 6 osób posiada konto na Facebooku. Wymieniane były też inne media, m.in.: Instagram, Snapchat, YouTube. 4 osoby mają na co dzień mało czasu wolnego ze względu na zajęcia dodatkowe. Na 8 osób, 7 ma swoje hobby, 5 osób- sprecyzowane plany na przyszłość. 6 osób lubi spędzać czas wolny na świeżym powietrzu.
Jak widać, nie jest tak źle z tymi naszymi dziećmi :) Jedynym rzeczywiście niepokojącym zjawiskiem jest nadużywanie telefonu komórkowego.

Jestem bardzo ciekawa, czym jeszcze zaskoczy nas pokolenie Z?


Źródła internetowe:









O miłości bezwarunkowej- ostatnia lekcja z książką "Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe"

O miłości bezwarunkowej- ostatnia lekcja z książką "Wychowanie bez nagród i kar"

Miłość bezwarunkowa- z tym określeniem spotkałam się po raz pierwszy podczas lektury "Wychowania bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe". Jednak od razu poczułam, jak bardzo jest mi bliskie takie podejście. To siedziało we mnie od zawsze. Mój instynkt podpowiadał mi, że tak właśnie trzeba kochać.

Manipulacja miłością
Alfie Kohn, autor "Wychowania bez nagród i kar", wcale nie skupia się tylko na wspomnianych metodach wychowawczych. Na stronach swojej książki przekazuje ideę miłości bezwarunkowej. Stawia ją w opozycji do miłości odmawianej. Ta druga pojawia się tam, gdzie kończy się nasza cierpliwość, gdy czujemy się bezradni, sfrustrowani i nie mamy już pomysłu na to, jak wpłynąć na dziecko. Wówczas do gry wchodzą różnego rodzaju kary (klik), przekupstwa, pochwały (klik). Odmawiamy miłości swoim dzieciom separując się od nich psychicznie lub fizycznie.

Nawet dzieci, które już zdają sobie sprawę, że ich mama i tata w końcu zaczną z nimi rozmawiać- albo odwołają odosobnienie czasowe- mogą nie być wolne od wspomnień przebytej kary. Za pomocą technik miłości odmawianej można sprawić, by zachowanie dziecka było dla dorosłych bardziej akceptowane, ale mechanizm, który pracuje na ich sukces jest niczym innym jak intensywnie odczuwanym przez dziecko "niepokojem o ewentualną utratę rodzicielskiej miłości" (...)
 Miłość bezwarunkowa!
  • Kochaj dzieci za to, że są
  • Nie stawiaj im absurdalnych wymagań
  • Nie zaspokajaj własnych potrzeb i pragnień ich kosztem
  • Dziecko jest bezbronne, całkowicie ode mnie zależne
  • Pragnie nade wszystko mojej akceptacji i dla niej zrobi wszystko
  • Czy chcę, aby kosztem lęku o utratę mojej miłości, było grzeczne i poukładane? 
  • Czy takiej relacji oczekuję? Opartej na strachu i niepewności? 

Będę to sobie powtarzać codziennie, zawsze wtedy, kiedy dopadną mnie wątpliwości, kiedy zmęczenie lub zły humor zachwieją moją miłością. To przesłanie wyniosłam z lektury "Wychowania bez nagród i kar".

Czy może być za późno na dotarcie do świata dziecka? Czasem ktoś się mnie pyta, czy da się naprawić szkody wyrządzone przez lata wychowania warunkowego i nadmiernej kontroli. Zapewnić o tym nie sposób. Trzeba jednak ogromnej odwagi, aby przyznać, że obrało się zły kurs- i ta odwaga  jest już dobrym znakiem na przyszłość. Wierzę, że nigdy nie jest za późno na pozytywny wpływ na nasze dziecko. Wszyscy mamy wiele rzeczy do naprawienia. Bez względu na to, jak wychowywaliśmy nasze dzieci do tej pory, każda chwila jest dobra, aby to zmienić.
Tym cytatem kończę moją przygodę z "Wychowaniem bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe". To była piękna, choć trudna droga. Zachęcam Was, abyście również ją przebyli.

Podzielcie się ze mną, proszę, Waszymi przemyśleniami na temat miłości bezwarunkowej i odmawianej? Czy zauważacie wpływ którejś z nich w Waszym życiu? A może obie są obecne?
Podyskutujmy :)

Tekst powstał na podstawie książki "Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe", autor: Alfie Kohn

Wydawnictwo MiND

Cytaty pochodzą z książki.

Pozwólmy dzieciom być … dziećmi

pozwólmy dzieciom być dziećmi

Jakie chcecie mieć dzieci? Gdyby ktoś zadał wam to pytanie, to jak brzmiałaby wasza odpowiedź? Czy słowo „grzeczne” pojawiłoby się na szczycie tej listy? A może, aby być poprawnym, odparlibyście: szczęśliwe, zadbane, mądre, ale w duchu powtarzacie jak mantrę: grzeczne, posłuszne, ułożone, spokojne…

Co zrobić, żeby dziecko było grzeczne?
Tyle jest różnych poradników na temat wychowania. I tak wiele z nich uczy, jak dyscyplinować dziecko. Jak sprawić, aby było grzeczne. Grzeczne, czyli jakie tak naprawdę? Posłuszne, gotowe spełniać każdą naszą prośbę. W zasadzie, każde żądanie. Zamiast przerzucać w popłochu kolejne stronice, szukając rozwiązania domowych problemów, zastanówmy się po prostu, czego my wymagamy od naszych dzieci. Czy przypadkiem nie przesadzamy?

Rodzice chcieliby, żeby dzieci były zawsze grzeczne, nie biegały po domu, nie krzyczały i nie robiły hałasu. Ale wtedy dzieci przestaną być dziećmi.
                                                                                                                  Isabelle Filliozat

Rozwój psychiczny dziecka jest kluczem
Lektura, która powinna nas zainteresować, to na pewno taka, która opisuje rozwój psychiczny dziecka. Przygotujmy się teoretycznie na to, co może nas czekać, kiedy nasza latorośl ma rok, dwa latka, potem trzy i tak dalej. Wtedy na pewno łatwiej będzie nam zrozumieć, co dzieje się w głowie naszego dziecka, z czym sobie nie może poradzić, a czego możemy wymagać od takiego brzdąca.

Dotrzyj do potrzeb dziecka- i kochaj
A potem czeka nas najciekawsze, czyli praktyka. Każde dziecko jest jedyne w swoim rodzaju, więc nawet naukowe teorie, podparte wieloletnimi badaniami mogą się nie sprawdzić w przypadku naszego dwulatka. Co powinniśmy robić? Mniej żądać, mniej mówić- więcej słuchać. I obserwować. Wyłapywać potrzeby dziecka i zaspokajać je. To jedyna droga do sukcesu, choć na pewno nie jest łatwa.

Uważam, że rodzice powinni ufać sobie i swojemu dziecku; słuchać, co dziecko próbuje przekazać poprzez krzyk, postawę, którą przyjmuje, a nawet przez problemy, jakie stwarza. Tak wyraża to, czego nie potrafi powiedzieć słowami.
                                                                                                                 Isabelle Filliozat 

Dziecko jest niegrzeczne, bo...jest dzieckiem
Dzieci często robią rzeczy, których my dorośli nie rozumiemy. To, co nieznane wywołuje u nas strach, a ten przeradza się we frustrację. Nasz maluch nie robi nam na złość- jest po prostu dzieckiem. Dwulatek nie jest w stanie zrozumieć, że „tego nie wolno ruszać”, jego mózg funkcjonuje zupełnie inaczej niż u dorosłego człowieka. Nagły przypływ energii może być związany z nadmiarem adrenaliny. Dziecko musi sobie z tym jakoś poradzić, dlatego biega, krzyczy, szaleje. Tak również odreagowuje stres, silne doznania, nadmierną stymulację. Musimy zrozumieć, że nie są to działania wymierzone w nas, rodziców. 

Dziecko jest tylko dzieckiem, a my jesteśmy od tego, aby pomóc mu przez to wszystko przejść.

Znajdźcie sposób na wspólne wyciszenie
W każdej rodzinie zdarzają się napięcia, wybuchy złości oraz inne wyładowania. Naszą rolą, jako rodziców, jest opanowanie swoich emocji (nie poprzez ich tłumienie, ale umiejętność radzenia sobie z nimi) oraz emocji dziecka. Warto poszukać wspólnych sposobów na wyciszenie- może to być ulubiona zabawa, masaż, taniec, czy cokolwiek innego, co sprawia radość wam i waszym dzieciom. 

* Cytaty pochodzą z artykułu "Pozwól dziecku być dzieckiem", Charaktery, styczeń 2016
  
 Isabelle Filliozat- autorka cytowanych wypowiedzi- jest francuską psychoterapeutkę i autorką wielu książek, m.in. "Moje dziecko doprowadza mnie do szału" i "W sercu emocji dziecka".

Jakie zachowania dzieci doprowadzają Was do szału, są dla Was niezrozumiałe? Czy Wasze dzieci są grzeczne? Podzielcie się swoimi historiami :)

Nagradzanie dzieci jako metoda wychowawcza- czy słuszna?

Nagradzanie dzieci jako metoda wychowawcza- czy słuszna?

Jeśli powiem wam, że pochwały wcale nie są takie dobre, na jakie wyglądają, to co pomyślicie? Zbuntujecie się przeciwko takiej opinii? Wcale się nie zdziwię. Wielu z nas wyrosło w przeświadczeniu, że dzieci trzeba chwalić, w przeciwnym razie stracą motywację do rozwoju. Czy tak właśnie jest?

Nagradzanie jako metoda wychowawcza
 Rodzicielstwo to nieustanna droga, często wyboista i pełna kamieni. To droga, która uczy nas pokory i cierpliwości, a przede wszystkim miłości. Jednak często mamy ochotę, lawirując pomiędzy problemami dnia codziennego, siarczyście zakląć i uciec gdzie pieprz rośnie. To dlatego szukamy pomocy w metodach wychowawczych. Aby osiągnąć chwilowy (pozorny tylko) spokój i zmusić dziecko, by postępowało według naszych zasad, stosujemy kary i nagrody.

W miejscach pracy, klasach szkolnych i rodzinach naszego kręgu kulturowego działają dwie podstawowe strategie, dzięki którym osoby posiadające większą władzę starają się wymusić posłuszeństwo na osobach posiadających jej mniej. Jedną z nich jest karanie za brak uległości, drugą nagradzanie za uległość.

Wzmocnienie pozytywne
Wzmocnienie pozytywne to pojęcie z zakresu behawioryzmu. Oznacza nagradzanie za wystąpienie pożądanego zachowania. Ma na celu wywołanie oraz podtrzymanie takiego zachowania. Brzmi to dosyć naukowo i poważnie, ale stosujemy to w swoich domach na co dzień. „Jak posprzątasz swój pokój, to dostaniesz cukierka”, „Jak będziesz grzeczna, to dostaniesz deser”, itp. – takie obietnice przewijają się nieustannie, prawda?

Taka metoda wychowawcza przypomina tresurę. Czy naprawdę musimy uciekać się do takich zagrywek, aby wpoić naszym dzieciom zasady oraz wartości?

Motywacja wewnętrzna i zewnętrzna
Nagradzanie dzieci za ich dobre zachowanie może być skuteczne tylko na krótką metę. Po jakimś czasie- tak samo jak w przypadku kar (o karach pisałam TUTAJ)- repertuar nagród może się nam wyczerpać i co wtedy? Jeśli przyzwyczaimy dzieci, że w zamian za pomoc zawsze coś otrzyma, to w konsekwencji nie uczymy ich pomagania. Dziecko skojarzy sobie fakty i następnym razem pomoże nie dlatego, że jest to szlachetny odruch, ale po to, by otrzymać nagrodę.

Motywacje wykreowane nagrodami zwykle skutkują spadkiem motywacji wewnętrznej, którą chętnie u dzieci widzimy, bo powoduje szczere zainteresowanie utrzymujące się długo po wyczerpaniu nagród.

Nagrody usypiają motywację wewnętrzną u dzieci. W jej miejsce pojawia się motywacja zewnętrzna, a przecież nie tego chcemy dla naszych pociech.

Pochwały, a poczucie akceptacji u dzieci
Pochwały to takie „werbalne ciasteczka”. Czy nie rozdajemy ich zbyt często? Jeśli na każdy przejaw aktywności naszego dziecka reagujemy entuzjastycznym „Wspaniale!”, „Cudownie!”, to ono w końcu zatraca zdolność własnego osądu- co jest osiągnięciem, a co nie. Kiedy dodamy jeszcze: „Mamusia jest dumna, że…”, „Mamusia się cieszy, że…”, to nasze dziecko rozumie to w ten sposób:
  • Mama mnie lubi, bo zrobiłem…
Kolejny wniosek, jaki może się nasunąć, to:
  • Mama nie lubi mnie, kiedy nie robię …
W pewnym momencie dzieci zaczynają robić wszystko, aby zdobyć naszą pochwałę. Wynika to z naturalnej potrzeby akceptacji.

Małe dzieci odczuwają silną potrzebę aprobaty rodziców. To dlatego pochwała często „działa”, kiedy w konkretnej sytuacji chcemy, by zrobiły coś po naszej myśli. Nie powinniśmy jednak dla własnej wygody wykorzystywać zależności dzieci- bo tak się właśnie dzieje, kiedy obdarzamy je obłudnymi słowami w rodzaju: „Ach, jak prędko wybrałeś się dzisiaj do szkoły, to mi się naprawdę podoba!”. Dziecko może poczuć się zmanipulowane taką „lukrowaną kontrolą”, nawet jeśli nie całkiem rozumie jej sens.

Jeśli nagradzamy nasze dziecko, musimy być pewni, jak ono to odbiera i jaki przekaz wędruje w jego kierunku z naszej strony. Czy jest to „kocham cię i jestem z ciebie dumny bez względu na wszystko”, czy „kocham cię i jestem z ciebie dumny, bo zrobiłeś to i to, i to mi się podoba” . Nie ma nic złego w nagradzaniu i chwaleniu dzieci za rzeczy wyjątkowe, w które włożyły dużo wysiłku, które są ich sukcesem. Natomiast nie nagradzamy i nie chwalimy dzieci za posłuszeństwo względem nas.


Nagradzanie dzieci jako metoda wychowawcza- czy słuszna?
Tekst powstał na podstawie książki "Wychowanie bez nagród i kar", autor: Alfie Kohn
Wydawnictwo MiND

Wszystkie cytaty pochodzą z książki.

Na trawce


Tak niewiele trzeba, żeby zadowolić dziecko. Wywołać uśmiech na jego twarzy. Dzisiaj przekonałam się o tym po raz kolejny. Takie moje małe olśnienie, z którym chcę się z Wami podzielić- bo jak często zdarza się okazja, aby radośnie zawołać: „Eureka, to jest to!”?

Gdzieś w mojej głowie zakopała się taka myśl, że muszę dostarczać moim dzieciom multum rozrywek- inaczej nie będą się prawidłowo rozwijać, nie poznają świata, nie zechcą nawiązywać kontaktów. Zatem, jeśli spacer, to w miejsca, które mają coś do zaoferowania. Najlepiej, żeby był wypasiony plac zabaw, fontanny, jeziora, łabędzie i karuzele- no, troszkę sobie tutaj pobujałam w obłokach, ale rozumiecie, o co mi chodzi. Fajerwerki!

Tymczasem, do pełni szczęścia wystarczył mojej starszej córce kawałek trawy pod blokiem i piłka. Mamy tutaj drzewko, dwie ławki i trawnik. Hania sobie beztrosko hasa, Zosia śpi w wózku, a ja leżę na kocyku i czytam.

Od kiedy jest z nami najmłodsza pociecha, spacer to dla mnie spore przedsięwzięcie logistyczne. Hania wciąż lubi wózek, jest za mała na długie przechadzki. Z kolei, ja jakoś nie widziałam siebie sunącej po łódzkich chodnikach i ciasnych sklepowych alejkach z podwójnym wózkiem. Dlatego jeśli wychodzę z dziećmi sama, Zosia jest w chuście, a Hania w wózku. Ale nawet wtedy jest to spore wyzwanie.

Dlatego nie zgrywam już mecenasa kultury i po prostu krążymy po najbliższej okolicy. A kiedy nie mam ochoty i na takie wojaże- bawimy się na naszej trawce. Wszyscy są zadowoleni.

Warto sobie czasami odpuścić. Strategie są wszędzie, wystarczy wyciągnąć po nie ręce.


Planujecie weekend? Poszukajcie strategii, które zaspokoją potrzeby Twoje i partnera

plany na weekend

Cały tydzień czekamy na te magiczne dwa dni. Odliczamy już od poniedziałku. Myślimy sobie- byle do środy, potem będzie już z górki. Czwartek jakoś przeleci, piątek- wiadomo! Kto w piątek pracuje na poważnie? No i jest upragniona sobota. I … Houston, mamy problem!

Musimy pogodzić ze sobą dwie różne koncepcje- żony i męża.

Plany na weekend
Ona nie pracuje zawodowo, zajmuje się dziećmi, domem. Gotuje, pierze, sprząta- robi to wszystko, co miliony kobiet na świecie. Chociaż rzadko się do tego przyznaje, tęskni za kontaktem z ludźmi, za wyjściem z domu- nie po zakupy, nie na pocztę, czy do lekarza.

On jest głową rodziny i zapewnia swoim najbliższym byt. Pracuje od rana do wieczora, w domu praktycznie tylko nocuje. Czasami uda mu się jeszcze zobaczyć dzieci, zanim te pójdą spać, ale to rzadkość. Po całym tygodniu pracy i uciążliwych dojazdów jest zmęczony. Marzy, by zostać w domu, pognić w łóżku, ponudzić się przed telewizorem.

Porozumienie w związku
Kiedy przychodzi weekend zawsze dochodzi do scysji. Ona chce spędzić ten czas aktywnie, już nawet wyszukała, co będzie się działo ciekawego na mieście. On woli poleniuchować. Czy można to pogodzić?

Co proponuje porozumienie bez przemocy dla par?
Tak, jeśli ona i on szczerze wyznają, jak wyobrażają sobie ten wolny czas. Obie strony konfliktu chcą go spędzić razem. Dlatego zanim zaczniemy się obrażać, najpierw powiedzmy swojej drugiej połówce konkretnie, czego chcemy, a potem znajdźmy kompromis. Zawsze można podzielić weekend na pół. Można zastosować jakiś grafik- w tym tygodniu szalejemy na mieście, w kolejnym- zamawiamy pizzę i oglądamy filmy w domowym zaciszu.

Dobre relacje w małżeństwie
Podstawą w takich sytuacjach jest szczerość i komunikacja. Jeśli to u nas zagra, przy wzajemnym szacunku, to strategie na udany weekend szybko się znajdą. Niedawno usłyszałam, że świat jest pełen strategii- zatem, szukajmy ich.

Też macie takie problemy?
Pochwalcie się swoimi strategiami na rodzinny wypoczynek.


Czy karanie dzieci jest dobrą metodą wychowawczą?

Czy karanie dzieci jest dobrą metodą wychowawczą?

Czy mamy prawo karać nasze dzieci? Czy kara może być skuteczna? A jeśli nie kara, to co innego? Te pytania zadaje sobie z pewnością mnóstwo rodziców. I to już dobry prognostyk, że zastanawiamy się nad istotą i sensem karania jako metody wychowawczej. To znak, że coś nas uwiera. Czujemy, że coś jest nie tak. Intuicja, oparta na miłości, nas nie myli.

Kara pojawia się wówczas, kiedy dziecko zachowa się nieodpowiednio lub nie słucha nas. I tutaj już powinna zaświecić się czerwona lampka. Co to znaczy "nieodpowiednio"? Mi od razu przychodziło do głowy: niegrzecznie. Ale ktoś nauczył mnie, że to ocena, która dla dziecka nic nie znaczy. Czy dwulatek przejmie się tym, że "to było niegrzeczne"? Zanim zechcemy wymierzać kary, musimy się zastanowić, czy nie wymagamy zbyt wiele od naszego dziecka? Czy to, o co go poprosiliśmy, jest dla niego osiągalne, zgodne z jego rozwojem? Czy zawsze musi być tak, jak my  chcemy? Może warto z dzieckiem ponegocjować? Ale to rozważania na zupełnie inny temat, a my wróćmy do kar.

Na szczęście, dla większości rodziców (mam taką nadzieję) kary cielesne są niedopuszczalne. Ale co z niewinnym klapsem w pupę? Albo szturchnięciem, czy szarpnięciem za rękę, kiedy zbuntowane dziecko nas nie słucha? Ktoś może powiedzieć: "ja w swoim życiu dostałem kilka razy porządne lanie od rodziców i nic mi nie jest, wyrosłem na porządnego człowieka". Możliwe. Tylko, czy my chcemy powielać zachowania naszych rodziców? Poza tym, nie pamiętamy, co czuliśmy, kiedy wymierzano nam taką karę.

Czy kara jest skuteczna?
Istnieje takie pojęcie jak "naturalne konsekwencje", akceptowane przez wielu specjalistów i rodziców, które są lżejszą wersją kary niż przemoc fizyczna. Kiedy dziecko spóźnia się na kolację, kładziemy je spać głodne- w ten sposób nauczy się punktualności. Co z tego wynika? Świadomie krzywdzimy nasze dziecko, będąc przekonanym, że tym sposobem wpoimy mu nasze zasady.

Kiedy stoisz obok i pozwalasz, by działy się złe rzeczy, twoje dziecko doświadczy dwojakiego rozczarowania: coś idzie nie tak, a tobie nie chce się nawet kiwnąć palcem, żeby zapobiec niefortunnemu wypadkowi.

Bardzo popularne w ostatnich latach stało się czasowe odosobnienie czyli time- out (u nas "karny jeżyk"), reklamowana jako metoda wyciszenia, trening samokontroli, czy radzenia sobie z emocjami. Tak naprawdę jest tylko kolejna wersja stania w kącie. Nie ma nic złego, kiedy dziecko samo decyduje, że potrzebuje wyciszenia. Wówczas ta metoda ma sens. Jednak stosowanie jej u młodszych dzieci kompletnie mija się z celem- czy dwulatek jest w stanie, stojąc w kącie, przemyśleć swoje zachowanie? Time- out to po prostu przymusowa izolacja, ubrana w inne, milsze dla ucha, słowa. Zostawiając płaczące i rozzłoszczone dziecko w pokoju, które właśnie w tym momencie potrzebuje naszej bliskości, na pewno nie sprawimy, że następnym razem zachowa się inaczej.

Czasami zamiast lania zaleca się stosowanie odosobnienia czasowego (time- out), tak jakby w grę wchodziły tylko te dwie opcje. Prawda jest jednak taka, że obie te metody są metodami karnymi. Różnica polega jedynie na tym, że jedna wyrządza dziecku krzywdę fizyczną, a druga psychiczną.

Czy karanie dzieci jest wskazaną metodą wychowawczą?
Kara to także zabranie dziecku tego, co sprawia mu przyjemność. I taka jej forma zdaje się być najbardziej powszechna, jak również w pełni akceptowalna. Dziecko zrobiło coś źle (według naszej oceny), więc zamiast znaleźć inne rozwiązanie, po prostu pozbawiamy je przyjemności (bajki, deser, wyjście do kina). Może nam się wydawać, że taka metoda działa. Jest to jednak bardzo powierzchowny "sukces". Zastanówmy się, czego będziemy musieli zabraniać naszym dzieciom za 5, czy 10 lat, tak by zrobiło to na nich odpowiednio duże wrażenie?

Kara, jak to wynika z jej definicji, ma na celu zahamowanie u dziecka złych zachowań i ich zmianę na lepsze. Skoro tak, to dlaczego wciąż musimy karać? Dlaczego nie wystarczy raz albo dwa?

Zasadnicze pytania o sens takiej metody wychowawczej nasuwają się same, jeszcze zanim poznamy rezultaty odpowiednich badań. Na przykład, może nam przyjść do głowy, by spytać: jak to możliwe, że celowe unieszczęśliwianie dziecka ma na dłuższą metę skutkować korzystnie? I dalej: jeżeli kara rzekomo jest skuteczna, to dlaczego muszę karać moje dziecko wciąż od nowa?

No właśnie, dlaczego kara tak naprawdę nie działa?

Kara doprowadza dziecko do szału

To jak dolewanie oliwy do ognia. Emocje sięgają zenitu, a my zamiast je wyciszać (tylko nie "karnym jeżykiem"!), tylko podnosimy ciśnienie- dziecku i sobie. Poza tym, warto pamiętać o starej jak świat regule, wedle której ofiary po jakimś czasie sami stają się prześladowcami.

Kara uczy wykorzystywania swojej siły

O tym napisałam już wcześniej- kara może nauczyć dziecka tylko jednego- że może krzywdzić słabszych. Skoro rodzice, osoby, które kocha najbardziej na świecie i wobec których jest bezbronne, rozwiązują problemy za pomocą siły, to i ono przejmuje te nawyki.

Kara w końcu traci swoją skuteczność

Możemy opierać nasze rodzicielstwo na miłości bezwarunkowej i szukać innych rozwiązań problemu niż kary, które kiedyś się wyczerpią. Jaką formę karać zastosować wobec zbuntowanego nastolatka, który neguje cały świat dookoła? Zamiast od początku budować relacje, by potem cieszyć się  szacunkiem młodego człowieka, tak naprawdę wytrącamy sobie wszelkie argumenty.

Kary psują nasze relacje z dziećmi

Czy małe dziecko może być nam wdzięczne za to, że takim oto sposobem wpajamy mu zasady dobrego wychowania? Czy raczej poczuje się zdezorientowane: oto osoby, które opiekują się mną, kochają mnie i chcą mi nieba uchylić, czasami zamieniają się w bezdusznych egzekutorów. Kary podważają zaufanie. Jeśli ukarzemy dziecko za to, że zrobiło coś źle, to następnym razem nasz maluch może zrobić to samo, tylko postara się to lepiej ukryć przed nami- po to, by uniknąć kary.

Kara czyni z dzieci egocentryków

Dziecko, srogo ukarane za krzywdę wyrządzoną drugiemu dziecku (zabranie zabawki, bicie, itp.),  siedząc w kącie nie będzie myślało o tym, że zrobiło przykrość koledze lub siostrze. Będzie się zastanawiało jak następnym razem uniknąć kary. Skupi się przede wszystkim na sobie, swoich korzyściach lub stratach. Zacznie kalkulować, kłamać we własnej obronie.

Kiedy więc obrońcy tradycyjnej dyscypliny twierdzą, że dzieci muszą stanąć twarzą w twarz z konsekwencjami swojego zachowania po wejściu w "prawdziwy świat", rozsądnie byłoby zapytać: jaki rodzaj człowieka w tym prawdziwym świecie zachowuje się etycznie tylko wówczas, kiedy boi się zapłacić cenę za swój nieetyczny postępek? Odpowiedź powinna brzmieć: taki, na jakiego, miejmy nadzieję, nasze dzieci nie wyrosną.
Czy karanie dzieci jest dobrą metodą wychowawczą?
Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to temat trudny i kontrowersyjny. Nie stawiam się w roli moralizatora- niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie ukarał swoich dzieci. Warto jednak mieć świadomość, co się dzieje, kiedy stosujemy taką przemoc. Ta wiedza pozwoli nam poprawić relacje z naszymi dziećmi :)

Tekst powstał na podstawie książki "Wychowanie bez nagród i kar", autor: Alfie Kohn
Wydawnictwo MiND

Wszystkie cytaty pochodzą z tej książki.