Mama wraca do szkoły- prawdziwe historie, które dodadzą ci skrzydeł
Kilka miesięcy temu postanowiłam wrócić na studia. Było
to dla mnie duże przeżycie, ponieważ swoją edukację zakończyłam w 2010 roku, a
pracę obroniłam w 2012. Wypadłam z obiegu na wiele lat. Zapomniałam już, jak to
jest- czytać ze zrozumieniem notatki, przygotowywać prace zaliczeniowe, uczyć się
do egzaminów. Czuję się tak, jakby mój mózg był z betonu i nie chciał już
przyswoić żadnej wiedzy. Wierzę, że to tylko przejściowy etap. Muszę rozgrzać
swoje szare komórki, tak jak silnik w samochodzie zimową porą. Potem już
pójdzie z górki.
Dlaczego powinnaś to zrobić?
Jesteś w ciąży lub masz już dziecko i chcesz wrócić do
nauki? A może pragniesz rozpocząć studia, o których marzyłaś?
Zrób to! Dlaczego?
- wiedza to jedna z cenniejszych rzeczy, jakie
posiadamy; coś, czego nikt nam nie odbierze!
- podnosząc swoje kwalifikacje, zwiększasz swoje szanse
na znalezienie wymarzonej/lepszej pracy
- dajesz piękny przykład dziecku; pokazujesz, że można
zawalczyć o swoje marzenia
- robisz to dla siebie; z pewnością na to zasługujesz
- twoja samoocena skacze w górę; udowadniasz sobie, że
potrafisz
- uniezależniasz się od swojego męża/partnera; on
zaczyna cię postrzegać w zupełnie nowy sposób
Z pewnością mogłabyś dopisać tutaj jeszcze mnóstwo
innych powodów. Co cię jeszcze powstrzymuje?
Najczęstsze dylematy matek
Zapewne masz mnóstwo wątpliwości. Martwisz się, czy
dasz sobie ze wszystkim radę:
- jak pogodzisz naukę z wychowaniem dziecka i
prowadzeniem domu (a także z pracą)?
- co zrobisz z maluchem, kiedy będziesz jeździć na
zajęcia lub weekendowe zjazdy?
- kiedy będziesz się uczyć?
- czy rodzina wesprze cię w twoich dążeniach?
- skąd znajdziesz na to wszystko siłę?
Poznaj historie tych kobiet- im się udało!
Tym razem nie mam dla ciebie żadnych gotowych
rozwiązań. Poszukaj inspiracji w historiach tych dzielnych kobiet. Kiedy
czytałam o ich poświęceniu, wytrwałości, konsekwencji- miałam ogromne wyrzuty sumienia, że sama
zwalam wszystko na brak czasu i odkładam naukę na później ;)
Pani Miniaturowa
Gdy tylko urodziłam, bliscy powiedzieli mi, że nie mogę robić sobie
zbyt dużej przerwy w nauce, bo wypadnę z obiegu i będzie mi ciężej wrócić. Byli
jak najbardziej za tym, abym poszła na studia, obiecali pomoc. Uznałam, że
pewnie mają rację, dlatego zapisałam się na studia, gdy mały miał kilka
miesięcy. Rok akademicki zaczął się, gdy mój synek miał niespełna 11 miesięcy,
ale nie żałuję mojej decyzji. Studiowałam dziennie, dlatego zajęcia miałam
codziennie, w różnych godzinach, często od 8 do 18 z dziwnymi przerwami. Na
szczęście uczelnia była w moim mieście, choć niektóre jej budynki były "na
krańcu świata", gdzie dojeżdżałam dwoma, trzema autobusami. To mnie
zmobilizowało, żeby w trakcie wakacji między pierwszym, a drugim rokiem zrobić sobie
prawo jazdy. Dawałam sobie radę dzięki pomocy moich rodziców i babci, która
zajmowała się moim synkiem. Dzięki niej nie musiałam notorycznie
"wagarować", brałam udział w praktycznie wszystkich wykładach,
ćwiczeniach i laboratoriach, co odzwierciedliło się w dobrych ocenach. Ja
zwyczajnie nie miałam czasu NA POPRAWKI, dlatego uczyłam się kiedy tylko się
da, co niestety było dość trudne. Miałam na głowie wszystkie obowiązki
"dorosłych": dom, zakupy, rachunki, sprzątanie, pranie, dziecko...no
i studia. Oczywiście na tyle ile się dało, wspierał mnie w tym tatuś małego.
Myślę, że gdyby nie rodzina, nigdy nie dałabym sobie rady sama, nie zdobyłabym
wyższego wykształcenia, a co za tym idzie, byłabym bezrobotną mamą, lub
pracowałabym w zawodzie niedostosowanym do moich potrzeb jako osoby
niepełnosprawnej fizycznie. okresami na studiach były oczywiście sesje, gdy
zdarzały się trzy egzaminy w ciągu jednego dnia, a mały akurat zachorował. To
były najgorsze momenty, bo nie wiedziałam już w co ręce włożyć, dziecko płacze,
ma gorączkę, stos naczyń pleśnieje w zlewie, nie ma pomysłu na obiad na
następny dzień, a czeka nauka na trudny egzamin. Ale jakoś zawsze mi się
udawało, miałam średnią bliską uzyskania stypendium naukowego, lecz niestety
ostatecznie nigdy nie udało mi się go dostać, bo za każdym razem uczelnia
podwyższała próg minimalny. Ale i to udało mi się przeżyć, przetrwać,
przezwyciężyć. Uważam, że opłacało się te pięć lat troszkę pomęczyć, bo
zaledwie dwa tygodnie po obronie pracy magisterskiej dostałam pracę, w której
pracuję do dziś. Życzę wszystkim młodym mamom tyle samo szczęścia ile ja miałam
i wspaniałych bliskich, którzy zawsze chętnie pomogą w potrzebie.
Oli Loli New Life
W ciążę zaszłam 3 miesiące po ślubie, dopiero co wynajęliśmy malutką
kawalerkę, byłam na 2 roku studiów magisterskich. Dodatkowo zaczęłam studia
podyplomowe więc od poniedziałku do piątku siedziałam w pracy, a KAŻDY weekend
na uczelni. Zjazdy na magisterce i podyplomówce były na zmianę więc właściwie 7
dni w tygodniu byłam na chodzie. Gdy urodził się Oliś życie nas (a właściwie
Jego) bardzo doświadczyło. Tuż po porodzie okazało się, że ma wrodzoną wadę
serca zagrażającą Jego życiu. W trybie pilnym operowany w Warszawie, potem pod
stałą kontrolą. Gdy zaczął się październik wróciłam na uczelnię - małym w
weekendy zajmował się mój mąż lub mama. W pewnym momencie Oliwier trafił do
szpitala więc biegałam w tą i z powrotem. Rodzina bardzo mnie wspierała,
wykładowcy również. Informacja o tym, co się u mnie dzieje szybko się rozeszła
i nawet wykładowca - psycholog proponował mi pomoc i wsparcie. Rodzina nie
miała nic przeciw bym dalej się uczyła - wszyscy bardzo mnie wspierali i
pomagali gdy tylko potrzebowałam pomocy. Szczególnie dopingował mnie tata,
dzięki Niemu stałam się ambitna i uparta w dążeniu do celu. Zawsze też mogłam
liczyć na wsparcie męża. Mnie osobiście bolało, że musiałam małego zostawiać w
szpitalu i biegać na uczelnię - inne sytuacje były naturalne, ale szpital
odcisnął na mnie swoiste piętno. Teraz chodzę na kurs niemieckiego. Mieszkam w
Szwajcarii, więc nie mam z kim zostawić syna - na szczęście moja szkoła
organizuje kursy dla matek z dziećmi, więc Oliś chodzi ze mną. Mało uczę się w
domu, jeśli już to zawsze robiłam to wieczorami - nawet do 1:00 czy 2:00. Nie
mam większych kłopotów z przyswajaniem wiedzy, więc nie miałam kłopotów
związanych z brakiem czasu.
Milliehome
Zacznę od tego, że wiele (Jezu, jak ten czas leci!) lat temu
przerwałam studia. Powody oczywiście błahe i nie cieszące się przejawami
dojrzałości. Rok temu wróciłam na studia, ale już jako mama 8 miesięcznej Zosi.
Nie było łatwo, bo ambitnie i chyba podświadomie karząc się za lata naukowego
'nic nie robienia', w jeden semestr postanowiłam zaliczyć ilość przedmiotów
bliską 2 lat. Czekało mnie 40 różnych form zaliczeń, prac pisemnych,
prezentacji, projektów grupowych i egzaminów. Do tego nie byłam w stanie
uczęszczać do szkoły tylko zaocznie, więc musiałam zmierzyć się ze studiami w
trybie dziennym. Nie było to łatwe wrócić do jednej ławki z osobami o blisko 10
lat młodszymi, ale (to dobrze, czy źle?) szybko się odnalazłam J Miałam to szczęście,
że moja szkoła znajduje się blisko domu babci Zosi, gdzie uwielbiała zostawać i
nie zauważała mojej nieobecności (ach, te Babcie!) Uczyłam się głównie wieczorami,
ale też w parku na kocu i gdzie tylko się dało. Jedną z prac pisaliśmy z mężem
razem, takim oto jest wsparciem J Niezastąpiony
w sytuacjach podbramkowych J W tym roku jest już
dużo łatwiej, zjazdów nie ma prawie wcale, prac mniej.. i zaczynam się
rozleniwiać.. Wniosek nasuwa mi się na myśl jeden- im więcej mamy do zrobienia
tym więcej uda nam się zrobić J
Z filiżanką kawy
Zaszłam w ciążę na "czwartym" roku studiów czyli na
pierwszym roku magisterki. Studiowałam wtedy dziennie, a termin porodu miałam
na październik, dokładnie wtedy gdy zaczynał się drugi czyli ostatni rok
studiów magisterskich. Studiowałam dziennie: zarządzanie na UJ. Ponieważ zawsze
miałam bardzo dobre wyniki bez problemu udało się mi się załatwić ITS
(indywidualny tok studiów)- nie musiałam więc przyjeżdżać na ćwiczenia i
wykłady- zaliczałam to eksternistycznie, ale rzadziej niż dwa razy w miesiącu.
Będąc w ciąży dosyć źle się czułam, w dodatku zwaliło się na nas mnóstwo problemów-
nie mówiąc o niespodziewanej ciąży. Bardzo się stresowałam (czekała mnie
przeprowadzka 150 km do rodziny, bo mąż znalazł pracę w zupełnie innym
województwie) a wizja kończenia studiów z dzieckiem u boku trochę mnie
przerażała. Mimo wszystko udało się bez problemu ukończyć czwarty rok, zdałam
nawet w czerwcu certyfikat CAE i w wakacje przenieśliśmy się do Żywca. Miałam
rodzić w Krakowie- to też nie wyszło i w końcu rodziłam w Bielsku-Białej.
Lekarze zbyt długo zwlekali z cesarką i w efekcie po porodzie córka była
zainfekowana bakterią Ecoli, zdiagnozowano u niej wzmożone napięcie mięśniowe i
przez 8 miesięcy czekało nas pasmo wizyt u lekarzy, rehabilitacje, ćwiczenia itp.
W tym czasie musiałam się uczyć do egzaminów i pisać magisterkę, Oczywiście,
byłam z dala od rodziny i jakiejkolwiek pomocy, nie mogłam liczyć na babcię,
ciotkę, nawet koleżankę, bo w Żywcu nie znałam nikogo. Mąż pracował po 10
godzin dziennie, a ja musiałam prać, gotować, sprzątać, prasować sterty
ubranek, uczyć się i opiekować dzieckiem. Jakoś dałam radę, ale bardzo schudłam
i podupadłam na zdrowiu, niestety był to dla mojego organizmu zbyt duży
wysiłek. Pracę magisterską obroniłam prawie w terminie (w wakacje leżałam w
szpitalu w związku z problemami zdrowotnymi), więc obronę przesunęłam na
listopad. Niemniej jednak udało się, obroniłam się na 5. Jak? Bo bardzo tego
chciałam. Mówiąc, że pisałam magisterkę i uczyłam się do obu sesji z dzieckiem
na kolanach ani trochę nie przesadzam. Córcię miałam oporną na spanie, więc z
reguły uczyłam się recytując jej notatki i książki niczym bajeczki czy
wierszyki. Po tym mega intensywnym roku miałam dosyć, bardzo dosyć, ale po
dwóch latach znów zachciało mi się nauki i poszłam na podyplomowe studia
pedagogiczne. Tym razem było z górki. Córcia była już mądrą dziewczynką, a tata
wtedy już zwykle pracował po 8 godzin. Zjazdy miałam co dwa tygodnie: w soboty
i niedziele. Melania zostawała z tatą i świetnie się bawili, a ja uczyłam się i
pisałam prace zaliczeniowe wtedy gdy córka była w przedszkolu. Rodzina zawsze
wspierała mnie w moich dążeniach do zdobywania wiedzy, kibicowali mi na
odległość, mąż podobnie, choć on zdecydowanie czynniej brał udział we
wspieraniu mnie J Ja jestem
raczej takim typem zdolnej, solidnej, wzorowej uczennicy- to mi już zostało.
Mam to szczęście, że błyskawicznie się uczę, szybko zapamiętuję i mam dobre
zaplecze z liceum i ze studiów licencjackich (przeważnie jest tak, że większość
rzeczy już gdzieś słyszałam lub czytałam). Poza tym, jestem uparta i mam silne
poczucie obowiązku, jak już się czegoś podejmę- to zwykle to kończę. Odkąd
zaczęłam prowadzić bloga, doszłam do tego co naprawdę chcę w życiu robić i
wiem, że to musi mieć związek z moją pasją czyli blogiem i fotografią. Na
blogera nie trzeba mieć papierka, ale fotografowi każdy się przyda więc...
Kilka dni temu złożyłam papiery na kurs zawodowy na fototechnika i czekam, aż uzbiera
się grupa i kurs ruszy J
Mama 24h
Jedne studia magisterskie skończyłam w marcu zeszłego roku, trzy tygodnie
przed porodem J Teraz robię drugie studia magisterskie z logopedii. Wybrałam KNO, czyli kształcenie na
odległość ze względu na małą ilość zjazdów. Niestety, okazało się, że nie
będzie tak kolorowo. Jako że kierunek jest ciężki, w pierwszym roku mamy 16 zjazdów,
to bardzo dużo. Zjazdy mam w soboty i niedziele, a ich częstotliwość jest różna.
Czasami jeden weekend zjazd, później weekend wolny albo trzy zjazdy pod rząd. W
tym czasie z Zosią zostaje tatą albo jedną z babć J Na te studia pchnął mnie właśnie tata Zosi. Chce, żebym otworzyła własny
gabinet i mogła pracować w domu. W końcu się zgodziłam i tak oto dalej się
edukuje :D Czas na naukę jest wieczorami, gdy Zosia już śpi, ale jestem tak
zmęczona, że często notatki zlewają mi się w jedną całość - to chyba największa trudność w uczeniu
się z dzieckiem w domu. I ilość zjazdów - masakrycznie dużo! Ale trzeba
przetrwać J
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nigdy też nie będzie
właściwego momentu na rozpoczęcie nauki.
Mam nadzieję, że poniższe przykłady tylko utwierdzą cię w podjęciu tej
decyzji i za jakiś czas napiszesz mi, że było warto :)
Dziękuję z całego serca Dziewczynom za to, że zgodziły się opowiedzieć mi swoje historie- nie zapomnijcie zajrzeć do nich!
21 komentarze
Write komentarzeJak moj synus mial 10 miesiecy rozpoczelam studia stacjonarne w Szczecinie :) ze Swinoujscia kawalek drogi. Na szczescie pomagaja mi rodzice zarowno finansowo (bym mogla dojezdzac autem - dzieki temu nie musze tluc sie komunikacja publiczna z dzieckiem i nie jestem uzalezniona od beznadziejnych godzin polaczen) oraz zajmuja sie maluchem. W miedzyczasie dowiedzialam sie ze jestem w ciazy, termin na maj (czyli przed sama sesja). Jest ciezko dojezdzac z mlodym i z coraz wiekszym brzuszkiem ale tylko ze wzgledu na bolace kosci i kregoslup - w koncu dodatkowe kg po pierwszej ciazy i rosnacy bobas w brzuchu mamy daja odczuc swoja obecnosc. Jezeli cos mi nie pojdzie wiem ze sa "drugie terminy" i z kazdym wykladowca mozna sie dogadac. Ale najwazniejsze to jest pomoc ze strony bliskich i wlasna ambicja - by sie nie poddawac! Dziecko nie jest przeszkoda w nauce czy tez robieniu kariery. To motywacja! By byc lepszym wlasnie dla niego, by w przyszlosci dac dobry przyklad i byc autorytetem!
ReplyJa się przyznam. Mam problem. Jeszcze nie obroniłam magisterki. Jak o tym myślę, to cały mój organizm aż się przed tym broni, żeby się w końcu za to wziąć. Mam milion wymówek, na prawdę mam problem z motywacją, bo czas by się znalazł. Absolutorium zrobione, praca napisana w połowie i tak tkwię w tym bagnie już drugi rok... a pomyśleć, że byłam wzorową studentką, i inżyniera obroniłam z wyróżnieniem... O litości... własnie pisze ten komentarz zamiast pisać pracę... :(
ReplyJa zaszłam w ciążę na studiach podyplomowych, na ostatni roku. Broniłam się już z córką, która miała wtedy 2 tygodnie, więc cała ta konieczność organizacji mnie ominęła.
ReplyDzielne jesteście, wszystkie! Gratuluję serdecznie samozaparcia i wytrwałości. Brawo!
Całe szczęście studia już dawno za mną! Choć to był wspaniały czas :) Teraz byłoby mi trudno się tak uczyć, bo nie mam z kim córci zostawić przez dzień. Ale raz w tygodniu wieczorem udaje mi sie chodzić na kurs angielskiego, a myślę też nad kursem fotografii online. A Tobie życzę powodzenia i wytrwałości w tej nauce i żeby Ci się mózg odblokował :)
ReplyJa mam plany zacząć studia w tym roku. Zapewne będzie ciężko z małym dzieckiem, ale wszystko się da. A właśnie moja córcia jest dla mnie największą motywacją. :) W końcu mama powinna dawać dziecku dobry przykład i pokazać, że jak się chcę to prawie wszystko jest możliwe. :)
ReplyDziękuję za zaproszenie :) Wszystko da się pogodzić, choć bywa ciężko, ale warto. Zróbmy coś dla siebie ;)
ReplyJa się uwielbiam uczyć :P Chyba powinnam zrobić doktorat i zostać na uczelni :P
ReplyTaaaaak, a mi wciąż brak odwagi i pomysłu :(
ReplyWsparcie ze strony rodziny to naprawdę dużo :) A Twój synek ma bardzo mądrą i dzielną mamusię- oby wszystko ułożyło się po Twojej myśli :)
ReplyEhh, ja swoją magisterkę broniłam ponad dwa lata- o wiele za długo! A byłam sama, nie miałam żadnych obowiązków oprócz pracy, żyłam beztrosko! Wtedy zwalałam całą winę na mojego promotora, który jest takim uczelnianym freakiem i ciężko się było z nim dogadać, ale z perspektywy czasu wiem, że gdybym się postarała, obroniłabym się w terminie. Mądry Polak po szkodzie ;)
ReplyDlatego trzymam mocno za Ciebie kciuki! Sama też teraz muszę się bardzo motywować przed pierwszą sesją, bo też już wyszukuję milion wymówek, żeby się ni uczyć ;P Ale jak przeczytałam historie dziewczyn, to szczęka mi opadła i powiedziałam sobie- o nie! Dosyć wymówek! ;)
To prawda, dziewczyny pokazały, że można zawsze i wszędzie :D
ReplyAle obrona pracy z maluszkiem też zasługuje na brawa- dobrze wiemy, jak wyglądają ostatnie tygodnie ciąży i okres zaraz po porodzie :)
Już coś tam się odblokowuje, jakaś furteczka się otworzyła- najgorzej tak wypaść z obiegu i trafić od razu na kolosy takie jak psychologia czy pedagogika ogólna ;)
ReplyDzieci to najpiękniejsza motywacja- dla nich można góry przenosić, a co dopiero skończyć studia :D
ReplyTo ja dziękuję, że to zaproszenie przyjęłaś :D
ReplyO sobie również trzeba myśleć, bo ani się obejrzymy, a dzieciaczki wyfruną nam z gniazda i zostaniemy z niczym...
O proszę, też kiedyś myślałam o karierze akademickiej :) A ja lubię się uczyć i uczyć innych, więc idę w tym właśnie kierunku.
ReplyOdwagi na podjęcie studiów? A dzieci w jakim masz wieku?
ReplyTak to już dziwnie jest,że im jesteśmy starsi, tym więcej i bardziej się boimy ;)Jeśli nie masz z kim zostawiać dzieci, może pomyśl o studiach przez internet- ja teraz takie robię. Zjazdy tylko na egzaminy, czyli 3 razy podczas całych studiów- a na 3 weekendy w ciągu 1,5 roku na pewno znajdziesz opiekę dla pociech :) Jak coś, to pisz do mnie!
Oj dało się rady i to razem z mężem poszłam na zaoczne, co drugi weekend dwójkę dzieci podrzucaliśmy na zmianę dziadkom :-) skończyliśmy zamierzony cel jesteśmy z tego dumni :-)
ReplyPozdrawiam
Nie poszłam na studia, bo ciągle brakowało na nie pieniędzy. A teraz? Teraz już mi się nie chce. :P Może gdybym miała jakiś konkretny pomysł na siebie i studia do tego byłyby niezbędne, wtedy ok. Ale kończyć je dla papierka mija się dla mnie z celem. Chyba, że ktoś w ten sposób rozwija swoje zainteresowania albo po prostu potrzebuje ciągłej nauki do rozwoju. Wszystko rozumiem. Jednak zauważam tendencję do kończenia studiów bo wszyscy tak robią. Bo nie wypada nie mieć studiów. A to jest dla mnie bez sensu. Nie ulegam presji. Nie mam studiów i pewnie mieć nie będę, bo nie widzę potrzeby. Chyba, że będzie to uniwersytet trzeciego wieku na emeryturze. :D A dla Ciebie mam niespodziankę, odpowiedź na Twoją nominację do LBA. Trochę późno ale lepiej późno jak wcale. ;) http://pociagdozycia.blogspot.com/2016/01/obiecanki-cacanki-z-marchewkowym-tem.html
ReplyTo gratuluję zdeterminowania :)) Szkoda tylko, że nie każdy ma tych dziadków blisko siebie- to by zdecydowanie upraszczało sprawę ;)
ReplyJa pierwsze zrobiłam "jak Bóg przykazał", czyli po liceum ;) Wybrałam kierunek zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, ale tak naprawdę nigdy (no, prawie;)) nie pracowałam w swoim "zawodzie", bo w sumie jestem tylko filologiem rosyjskim, bez uprawnień pedagogicznych (brawa dla UWr, który wypuszcza studentów po filologii bez takiego przygotowania- to tak, jakby od razu pchał nas do kolejki w UP;)). Zaczęłam podyplomówkę, żeby zdobyć ten brakujący "papierek", a tu się okazuje, że pociąga mnie mocno psychologia- czy to tylko przelotny romans, czy coś poważnego...? Czas pokaże :)
ReplyU mnie było podobnie jak u Mamy Melanii :) na I sds ciąża, we wrześniu przed rozpoczęciem II sds poród i cały, ostatni rok studiów- ITS. Jedyne, czego żałuję to fakt, że mając ITS nie byłam na zajęciach i nikt nie pomyślał, by przekazać mi info o nowym terminie składania wniosków o stypendium naukowe, na które oczywiście się łapałam :( przepadło, bagatela, 5,5tys.. Wniosek oczywiście złożyłam jak przyjechałam na uczelnię- okazało się, że kilka dni po terminie.
Reply