Mama wraca do szkoły- prawdziwe historie, które dodadzą ci skrzydeł

05:40:00 21 Comments A+ a-



Kilka miesięcy temu postanowiłam wrócić na studia. Było to dla mnie duże przeżycie, ponieważ swoją edukację zakończyłam w 2010 roku, a pracę obroniłam w 2012. Wypadłam z obiegu na wiele lat. Zapomniałam już, jak to jest- czytać ze zrozumieniem notatki, przygotowywać prace zaliczeniowe, uczyć się do egzaminów. Czuję się tak, jakby mój mózg był z betonu i nie chciał już przyswoić żadnej wiedzy. Wierzę, że to tylko przejściowy etap. Muszę rozgrzać swoje szare komórki, tak jak silnik w samochodzie zimową porą. Potem już pójdzie z górki.

Dlaczego powinnaś to zrobić?
Jesteś w ciąży lub masz już dziecko i chcesz wrócić do nauki? A może pragniesz rozpocząć studia, o których marzyłaś?

Zrób to! Dlaczego?
- wiedza to jedna z cenniejszych rzeczy, jakie posiadamy; coś, czego nikt nam nie odbierze!
- podnosząc swoje kwalifikacje, zwiększasz swoje szanse na znalezienie wymarzonej/lepszej pracy
- dajesz piękny przykład dziecku; pokazujesz, że można zawalczyć o swoje marzenia
- robisz to dla siebie; z pewnością na to zasługujesz
- twoja samoocena skacze w górę; udowadniasz sobie, że potrafisz
- uniezależniasz się od swojego męża/partnera; on zaczyna cię postrzegać w zupełnie nowy sposób
Z pewnością mogłabyś dopisać tutaj jeszcze mnóstwo innych powodów. Co cię jeszcze powstrzymuje?

Najczęstsze dylematy matek
Zapewne masz mnóstwo wątpliwości. Martwisz się, czy dasz sobie ze wszystkim radę:
- jak pogodzisz naukę z wychowaniem dziecka i prowadzeniem domu (a także z pracą)?
- co zrobisz z maluchem, kiedy będziesz jeździć na zajęcia lub weekendowe zjazdy?
- kiedy będziesz się uczyć?
- czy rodzina wesprze cię w twoich dążeniach?
- skąd znajdziesz na to wszystko siłę?

Poznaj historie tych kobiet- im się udało!
Tym razem nie mam dla ciebie żadnych gotowych rozwiązań. Poszukaj inspiracji w historiach tych dzielnych kobiet. Kiedy czytałam o ich poświęceniu, wytrwałości, konsekwencji-  miałam ogromne wyrzuty sumienia, że sama zwalam wszystko na brak czasu i odkładam naukę na później ;)

Pani Miniaturowa

Gdy tylko urodziłam, bliscy powiedzieli mi, że nie mogę robić sobie zbyt dużej przerwy w nauce, bo wypadnę z obiegu i będzie mi ciężej wrócić. Byli jak najbardziej za tym, abym poszła na studia, obiecali pomoc. Uznałam, że pewnie mają rację, dlatego zapisałam się na studia, gdy mały miał kilka miesięcy. Rok akademicki zaczął się, gdy mój synek miał niespełna 11 miesięcy, ale nie żałuję mojej decyzji. Studiowałam dziennie, dlatego zajęcia miałam codziennie, w różnych godzinach, często od 8 do 18 z dziwnymi przerwami. Na szczęście uczelnia była w moim mieście, choć niektóre jej budynki były "na krańcu świata", gdzie dojeżdżałam dwoma, trzema autobusami. To mnie zmobilizowało, żeby w trakcie wakacji między pierwszym, a drugim rokiem zrobić sobie prawo jazdy. Dawałam sobie radę dzięki pomocy moich rodziców i babci, która zajmowała się moim synkiem. Dzięki niej nie musiałam notorycznie "wagarować", brałam udział w praktycznie wszystkich wykładach, ćwiczeniach i laboratoriach, co odzwierciedliło się w dobrych ocenach. Ja zwyczajnie nie miałam czasu NA POPRAWKI, dlatego uczyłam się kiedy tylko się da, co niestety było dość trudne. Miałam na głowie wszystkie obowiązki "dorosłych": dom, zakupy, rachunki, sprzątanie, pranie, dziecko...no i studia. Oczywiście na tyle ile się dało, wspierał mnie w tym tatuś małego. Myślę, że gdyby nie rodzina, nigdy nie dałabym sobie rady sama, nie zdobyłabym wyższego wykształcenia, a co za tym idzie, byłabym bezrobotną mamą, lub pracowałabym w zawodzie niedostosowanym do moich potrzeb jako osoby niepełnosprawnej fizycznie. okresami na studiach były oczywiście sesje, gdy zdarzały się trzy egzaminy w ciągu jednego dnia, a mały akurat zachorował. To były najgorsze momenty, bo nie wiedziałam już w co ręce włożyć, dziecko płacze, ma gorączkę, stos naczyń pleśnieje w zlewie, nie ma pomysłu na obiad na następny dzień, a czeka nauka na trudny egzamin. Ale jakoś zawsze mi się udawało, miałam średnią bliską uzyskania stypendium naukowego, lecz niestety ostatecznie nigdy nie udało mi się go dostać, bo za każdym razem uczelnia podwyższała próg minimalny. Ale i to udało mi się przeżyć, przetrwać, przezwyciężyć. Uważam, że opłacało się te pięć lat troszkę pomęczyć, bo zaledwie dwa tygodnie po obronie pracy magisterskiej dostałam pracę, w której pracuję do dziś. Życzę wszystkim młodym mamom tyle samo szczęścia ile ja miałam i wspaniałych bliskich, którzy zawsze chętnie pomogą w potrzebie.

Oli Loli New Life

W ciążę zaszłam 3 miesiące po ślubie, dopiero co wynajęliśmy malutką kawalerkę, byłam na 2 roku studiów magisterskich. Dodatkowo zaczęłam studia podyplomowe więc od poniedziałku do piątku siedziałam w pracy, a KAŻDY weekend na uczelni. Zjazdy na magisterce i podyplomówce były na zmianę więc właściwie 7 dni w tygodniu byłam na chodzie. Gdy urodził się Oliś życie nas (a właściwie Jego) bardzo doświadczyło. Tuż po porodzie okazało się, że ma wrodzoną wadę serca zagrażającą Jego życiu. W trybie pilnym operowany w Warszawie, potem pod stałą kontrolą. Gdy zaczął się październik wróciłam na uczelnię - małym w weekendy zajmował się mój mąż lub mama. W pewnym momencie Oliwier trafił do szpitala więc biegałam w tą i z powrotem. Rodzina bardzo mnie wspierała, wykładowcy również. Informacja o tym, co się u mnie dzieje szybko się rozeszła i nawet wykładowca - psycholog proponował mi pomoc i wsparcie. Rodzina nie miała nic przeciw bym dalej się uczyła - wszyscy bardzo mnie wspierali i pomagali gdy tylko potrzebowałam pomocy. Szczególnie dopingował mnie tata, dzięki Niemu stałam się ambitna i uparta w dążeniu do celu. Zawsze też mogłam liczyć na wsparcie męża. Mnie osobiście bolało, że musiałam małego zostawiać w szpitalu i biegać na uczelnię - inne sytuacje były naturalne, ale szpital odcisnął na mnie swoiste piętno. Teraz chodzę na kurs niemieckiego. Mieszkam w Szwajcarii, więc nie mam z kim zostawić syna - na szczęście moja szkoła organizuje kursy dla matek z dziećmi, więc Oliś chodzi ze mną. Mało uczę się w domu, jeśli już to zawsze robiłam to wieczorami - nawet do 1:00 czy 2:00. Nie mam większych kłopotów z przyswajaniem wiedzy, więc nie miałam kłopotów związanych z brakiem czasu.

Milliehome

Zacznę od tego, że wiele (Jezu, jak ten czas leci!) lat temu przerwałam studia. Powody oczywiście błahe i nie cieszące się przejawami dojrzałości. Rok temu wróciłam na studia, ale już jako mama 8 miesięcznej Zosi. Nie było łatwo, bo ambitnie i chyba podświadomie karząc się za lata naukowego 'nic nie robienia', w jeden semestr postanowiłam zaliczyć ilość przedmiotów bliską 2 lat. Czekało mnie 40 różnych form zaliczeń, prac pisemnych, prezentacji, projektów grupowych i egzaminów. Do tego nie byłam w stanie uczęszczać do szkoły tylko zaocznie, więc musiałam zmierzyć się ze studiami w trybie dziennym. Nie było to łatwe wrócić do jednej ławki z osobami o blisko 10 lat młodszymi, ale (to dobrze, czy źle?) szybko się odnalazłam J  Miałam to szczęście, że moja szkoła znajduje się blisko domu babci Zosi, gdzie uwielbiała zostawać i nie zauważała mojej nieobecności (ach, te Babcie!) Uczyłam się głównie wieczorami, ale też w parku na kocu i gdzie tylko się dało. Jedną z prac pisaliśmy z mężem razem, takim oto jest wsparciem J Niezastąpiony w sytuacjach podbramkowych J  W tym roku jest już dużo łatwiej, zjazdów nie ma prawie wcale, prac mniej.. i zaczynam się rozleniwiać.. Wniosek nasuwa mi się na myśl jeden- im więcej mamy do zrobienia tym więcej uda nam się zrobić J

Z filiżanką kawy

Zaszłam w ciążę na "czwartym" roku studiów czyli na pierwszym roku magisterki. Studiowałam wtedy dziennie, a termin porodu miałam na październik, dokładnie wtedy gdy zaczynał się drugi czyli ostatni rok studiów magisterskich. Studiowałam dziennie: zarządzanie na UJ. Ponieważ zawsze miałam bardzo dobre wyniki bez problemu udało się mi się załatwić ITS (indywidualny tok studiów)- nie musiałam więc przyjeżdżać na ćwiczenia i wykłady- zaliczałam to eksternistycznie, ale rzadziej niż dwa razy w miesiącu. Będąc w ciąży dosyć źle się czułam, w dodatku zwaliło się na nas mnóstwo problemów- nie mówiąc o niespodziewanej ciąży. Bardzo się stresowałam (czekała mnie przeprowadzka 150 km do rodziny, bo mąż znalazł pracę w zupełnie innym województwie) a wizja kończenia studiów z dzieckiem u boku trochę mnie przerażała. Mimo wszystko udało się bez problemu ukończyć czwarty rok, zdałam nawet w czerwcu certyfikat CAE i w wakacje przenieśliśmy się do Żywca. Miałam rodzić w Krakowie- to też nie wyszło i w końcu rodziłam w Bielsku-Białej. Lekarze zbyt długo zwlekali z cesarką i w efekcie po porodzie córka była zainfekowana bakterią Ecoli, zdiagnozowano u niej wzmożone napięcie mięśniowe i przez 8 miesięcy czekało nas pasmo wizyt u lekarzy, rehabilitacje, ćwiczenia itp. W tym czasie musiałam się uczyć do egzaminów i pisać magisterkę, Oczywiście, byłam z dala od rodziny i jakiejkolwiek pomocy, nie mogłam liczyć na babcię, ciotkę, nawet koleżankę, bo w Żywcu nie znałam nikogo. Mąż pracował po 10 godzin dziennie, a ja musiałam prać, gotować, sprzątać, prasować sterty ubranek, uczyć się i opiekować dzieckiem. Jakoś dałam radę, ale bardzo schudłam i podupadłam na zdrowiu, niestety był to dla mojego organizmu zbyt duży wysiłek. Pracę magisterską obroniłam prawie w terminie (w wakacje leżałam w szpitalu w związku z problemami zdrowotnymi), więc obronę przesunęłam na listopad. Niemniej jednak udało się, obroniłam się na 5. Jak? Bo bardzo tego chciałam. Mówiąc, że pisałam magisterkę i uczyłam się do obu sesji z dzieckiem na kolanach ani trochę nie przesadzam. Córcię miałam oporną na spanie, więc z reguły uczyłam się recytując jej notatki i książki niczym bajeczki czy wierszyki. Po tym mega intensywnym roku miałam dosyć, bardzo dosyć, ale po dwóch latach znów zachciało mi się nauki i poszłam na podyplomowe studia pedagogiczne. Tym razem było z górki. Córcia była już mądrą dziewczynką, a tata wtedy już zwykle pracował po 8 godzin. Zjazdy miałam co dwa tygodnie: w soboty i niedziele. Melania zostawała z tatą i świetnie się bawili, a ja uczyłam się i pisałam prace zaliczeniowe wtedy gdy córka była w przedszkolu. Rodzina zawsze wspierała mnie w moich dążeniach do zdobywania wiedzy, kibicowali mi na odległość, mąż podobnie, choć on zdecydowanie czynniej brał udział we wspieraniu mnie J Ja jestem raczej takim typem zdolnej, solidnej, wzorowej uczennicy- to mi już zostało. Mam to szczęście, że błyskawicznie się uczę, szybko zapamiętuję i mam dobre zaplecze z liceum i ze studiów licencjackich (przeważnie jest tak, że większość rzeczy już gdzieś słyszałam lub czytałam). Poza tym, jestem uparta i mam silne poczucie obowiązku, jak już się czegoś podejmę- to zwykle to kończę. Odkąd zaczęłam prowadzić bloga, doszłam do tego co naprawdę chcę w życiu robić i wiem, że to musi mieć związek z moją pasją czyli blogiem i fotografią. Na blogera nie trzeba mieć papierka, ale fotografowi każdy się przyda więc... Kilka dni temu złożyłam papiery na kurs zawodowy na fototechnika i czekam, aż uzbiera się grupa i kurs ruszy J

Mama 24h

Jedne studia magisterskie skończyłam w marcu zeszłego roku, trzy tygodnie przed porodem J Teraz robię drugie studia magisterskie z logopedii. Wybrałam KNO, czyli kształcenie na odległość ze względu na małą ilość zjazdów. Niestety, okazało się, że nie będzie tak kolorowo. Jako że kierunek jest ciężki, w pierwszym roku mamy 16 zjazdów, to bardzo dużo. Zjazdy mam w soboty i niedziele, a ich częstotliwość jest różna. Czasami jeden weekend zjazd, później weekend wolny albo trzy zjazdy pod rząd. W tym czasie z Zosią zostaje tatą albo jedną z babć J Na te studia pchnął mnie właśnie tata Zosi. Chce, żebym otworzyła własny gabinet i mogła pracować w domu. W końcu się zgodziłam i tak oto dalej się edukuje :D Czas na naukę jest wieczorami, gdy Zosia już śpi, ale jestem tak zmęczona, że często notatki zlewają mi się w jedną całość - to chyba największa trudność w uczeniu się z dzieckiem w domu. I ilość zjazdów - masakrycznie dużo! Ale trzeba przetrwać J

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nigdy też nie będzie właściwego momentu na rozpoczęcie nauki.  Mam nadzieję, że poniższe przykłady tylko utwierdzą cię w podjęciu tej decyzji i za jakiś czas napiszesz mi, że było warto :)

Dziękuję z całego serca Dziewczynom za to, że zgodziły się opowiedzieć mi swoje historie- nie zapomnijcie zajrzeć do nich!